Posty

Już czas umierać.

Obraz
Od listopada minęło sporo czasu. W końcu jest już luty. Za moment wszystko powolutku zacznie budzić się do życia. Ja także.  Przez te kilka miesięcy wydarzyło się sporo złego, ale nie zabrakło także dobrego akcentu. Kiedy już myślałam, że od środka zżera mnie czerniak, a stwardnienie rozsiane bedzie zabijać mnie każdego dnia po kawałku, miałam dość. Bałam się wszystkiego. Trzeszczącej podłogi, a nawet własnego oddechu. Całymi tygodniami nie spałam, tylko czuwałam. Nie miałam siły wstać z łóżka, a dojście do ubikacji było jak przebiegnięcie maratonu.  Pewnego dnia okazało się, że trawi mnie mój własny lęk. Nie choroba, a zaburzenie. Stan, w którym mój organizm ciągle sie bronił. Zabijając mnie emocjonalnie i fizycznie. Wiedziałam, że musze coś zrobić, ale lęk mi tego nie ułatwiał.  Poznałam ludzi takich jak ja, których życie rzuciło w taką samą czarną dziurę, albo i gorszą.  Pewnego dnia ktoś powiedział mi : ,,Nie walcz z tym. Musisz pogodzić się z sytuacją, z własnym lękiem. Zrozum go

Zło tego świata.

Czwartek, godzina 00:10. Próbuje sie ogarnąć. W nocy, kiedy powinnam spać. Chciałam napisać o tym, że znowu nachodzą mnie te podłe myśli. Moje ciało przeszywa zimno, a umysł jakby zamarł... ale moje myśli rozwala coś innego. Przez moment skakałam po stronach w internecie. Jakieś wiadomości. Na jednym wpisie historia dwulatki. Małej, bezbronnej, zgwałconej dziewczynki. Nie żyje. Nastepnie historia trzyletniego chłopca, który też został zgwałcony. Na szczęście żyje. Po cichu modlę się żeby zapomniał. Trzylatek nie zapomni. Obok leży mój syn. Chciałabym uchronić go przed całym złem tego chorego świata. Póki co daje radę, ale wiem, że tak nie można. To niemożliwe. Nie uda się. Gdyby kiedykolwiek ktoś zrobił mu krzywdę, taką krzywdę - zabiję. Bez wahania. Nie ważne jak i czym. Mimo, że chciałabym żyć godnie. Mimo, że myśl o śmierci mnie paraliżuje, to gdyby ktoś odebrał życie mojemu dziecku - swojego by nie uratował. Nigdy wczesniej nikogo tak bardzo nie kochałam i już nigdy nie

MoGiłA

Godzina 00:31... W głowie słyszę ,,tik-tak, tik-tak". Poza tym złe myśli. Milion myśli na sekundę, każda z nich o śmierci. Wcale nie chce podciąć sobie żył, powiesić się czy rzucić się z mostu do lodowatej, przeszywającej wody. Chociaż, to było by chyba najłatwiejsze... ...ale nie, bo ja chcę żyć. Chce sie cieszyć, planować, marzyć, spełniać.. te chore myśli nie chcą odejść, nie dają spokoju. Co się stało z moim życiem? Boje się! Ja, dotąd znosząca wiele złego. Boję się, że pewnego dnia obudzę się i nie będzie obok mojego męża. Wrednego, upartego... kochanego męża. Boję się, że nie będzie mamy. Mamy, która ma wiele wad, ale kocha mnie. Dała mi dom, ciepło rodzinne, stabilizację... Dopiero niedawno zaczęłam to wszystko doceniać. Odkąd urodził mi się syn martwię się, o wszystko. O dzisiaj, o jutro, o wszystkich, których kocham. Godzina 00:52 - kończę ten krótki wpis. Zła, niespokojna. ,,tik-tak, tik-tak"